Dukaliśmy, to znaczy dopisywaliśmy na ulotkach niedodrukowane litery, żeby można było cokolwiek odczytać.

Dla bezpieczeństwa staraliśmy się wiedzieć jak najmniej o działalności konspiracyjnej, i pomagaliśmy w tym innym. Zdarzyło się kiedyś, że do taty przyszło w krótkich odstępach czasu kilka osób. Tato nie chciał, żeby ci ludzie wiedzieli o sobie, więc każdy z nich był w innym pokoju, a gdy zabrakło pokoi, jedna konspiracyjna rozmowa odbyła się nawet w toalecie.

Link do opowieści mojej siostry Doroty Błażewicz, o tamtych czasach